Sunday, August 12, 2012

Opłacalność otwartości

Jeżeli czytasz ten tekst, to prawdopodobnie jesteś użytkownikiem oprogramowania open source. Być może trafiłeś tu, bo wyszukiwałeś/aś informacji na temat praw autorskich i wcale nie używasz systemu GNU/Linux. Tak czy inaczej na pewno wiesz czym jest open source i licencja GNU GPL.

Richard Stallman (autor Victor Powell)
Idea otwartości odniosła sukces w dziedzinie oprogramowania komputerowego, na jej efektach obecnie opiera się cały Internet. Twórcą tej ideii jest Richard Stallman, który wymyślił to już prawie 30 lat temu (1983) i co najważniejsze ok. 10 lat przed komercjalizacją Internetu. Dziś Stallman często uznawany jest za śmiesznego gościa, który wygłasza swoje kontrowersyjne opinie, aby zwrócić na siebie uwagę. Mało kto wie, że jest on naukowcem, który po studiach pracował jako programista w oddziale MIT zajmującym się sztuczną inteligencją. Jeżeli jesteś programistą lub kiedykolwiek miałeś styczność z programowaniem, to przydałoby się wspomnieć, że Stallman oprócz stworzenia licencji GPL i założenia Free Software Foundation napisał również kompilator języka C w ramach umożliwienia dalszego rozwoju dla open source. Więc spróbuj napisać kompilator.

O open source w oprogramowaniu mógłbym pisać długo i ciekawie, ale ten tekst będzie o czymś innym. Sukces otwartego kodu zaczyna przyciągać inne dziedziny twórczości. Skoro otwartość przetrwała 30 lat, nadal się rozwija, a wielkie firmy informatyczne muszą udzielać się w otwartych projektach, to musi w tym "coś" być.

Ogólnie panuje przekonanie, że jeżeli coś jest dobre i cenne, to możesz na tym zarobić. Tutaj pojawia się problem, użytkownicy często uważają, że coś jest za drogie, bo autor chce na tym zarobić fortunę. Czasami mają rację, ale zazwyczaj wysoka cena nie jest skutkiem chciwości autorów.

Tradycyjny model wydawniczy wygląda następująco. Załóżmy, że potrafisz robić coś fajnego i wiesz, że mógłbyś na tym zarabiać. Jednak sprzedaż wcale nie występuje na początku. Musisz się zareklamować, na dodatek trzeba przekonać do tego wyboru ludzi. Sam jako 'one person' nie masz szans przekonać masy ludzi, że twoja twórczość jest lepsza niż to co obecnie jest najpopularniejsze w swojej dziedzinie. Potrzebujesz kogoś, kto to wypromuje, tym kimś są wielkie wydawnictwa. Tylko one mogą sprawić, że coś będzie modne i cenione. Problem polega na tym, że oni na pośrednictwie chcą zarobić więcej niż Ty na swojej twórczość. Może o tym nie wiesz, ale twórcy należą do wąskiego grona osób, które zarabiają najmniej w tym biznesie. Często mówi się, że opłaca im się to tylko dzięki reklamom, gdyby nie one to wydawanie byłoby nieopłacalne, ale to nie jest prawdą. Stara zasada mówi, że jeżeli uda Ci się zgromadzić wielu ludzi w jednym miejscu to można im sprzedać reklamę, a ta jest bardzo dochodowa.

Zapewne już zadajesz sobie pytanie jak można ominąć pośredników i dotrzeć bezpośrednio do klientów. Jedną z takich dróg jest rozdawanie swojej twórczość za darmo! Wiem, brzmi to śmiesznie ale jak pisałem na początku o open source coś w tym jednak jest. Takie podejście zazwyczaj jest wyśmiewane, ale z drugiej strony jak logiczne pomyśleć o obecnym modelu dystrybucji swoich prac to wygląda to mniej więcej tak: stworzyłeś coś i chcesz z tym dotrzeć do ludzi, którym się spodoba, a jednocześnie starasz się im ograniczać dostęp do swojego dzieła, dopóki nie zapłacą.

Okładka "The Power of Open"
Opracowanie "The Power of Open" stara się wyjaśnić na czym polega licencja Creative Commons (CC) i potęga otwartość. Z licencją Creative Commons nie jako miałem do czynienia dodając wpisy na Wikipedii i pisząc na Wikibooks. Jednak rozwijanie otwartych zasobów, a udostępnianie czegoś, co mógłbyś sprzedać to co innego.

Licencja CC została opracowana jako uniwersalna dla materiałów publikowanych w sieci. Ma być nowym wyznacznikiem praw autorskich w cyfrowej rzeczywistości jaką jest Internet.
Postaram się zaprezentować najciekawsze fragmenty tej publikacji w celu zrozumienia korzyści jakie daje licencja CC.

Historia Niny Paley, nowojorskiej reżyserki (strona 12-ta)
W 2008 roku publikacja wyprodukowanego przez nią animowanego filmu “Sita Sings the Blues" opóźniła się ze względu na zaporowy koszt licencji kilku 80-dziesięcioletnich piosenek mało znanej piosenkarki Annette Hanshaw. „Kiedy mój film był w dalszym ciągu nielegalny, a koszty prawników i licencji pochłaniały olbrzymie pieniądze, zażartowałam że jeśli film byłby za darmo, mogłabym przynajmniej sprzedawać T-shirty”, wspomina Paley. Ta idea zaczęła kiełkować w jej głowie i Paley zaczęła szukać informacji na temat ludzi, którzy rozprowadzali darmowe oprogramowanie. “Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę pieniądze pochodzą z materiałów promocyjnych i dobrowolnego wsparcia fanów", mówi Paley.
Jak widać idea otwartości czasami rodzi się z żenady.

Teraz chyba najlepszy cytat jaki znalazłem.
Nigdy nie zarabiałam tyle pieniędzy, co po rozpoczęciu wykorzystywania licencji Creative Commons. Dzięki temu mam wyższe notowania. Nic nie wydaję na promocję. Moi fani robią to za mnie i kupują materiały promocyjne. Dzielenie się pozwoliło mi zaistnieć.
Są tu zawarte dwa najistotniejsze aspekty otwartość. Pierwszy to promocja. Jeżeli udostępnisz swoje dzieło nieodpłatne dla użytku niekomercyjnego i ludziom to się spodoba, to sami na zasadzie rekomendacji rozreklamują twój produkt. Będzie o nim wiedziało dużo osób, a jego popularność będzie potwierdzała jego jakość. Prawdopodobnie ktoś może będzie chciał go użyć w swoich komercyjnych usługach i wtedy zapłaci dla Ciebie za jego wykorzystanie. Zauważ, że taki mechanizm nie pozwoli wypromować słabej jakość produktów, tak jak mogą to uczynić reklamy.

Druga najważniejsza korzyść, to możliwość wybicia się bez inwestowania olbrzymich kosztów, tu walutą jest twoja praca. Udostępnienie swojej twórczość jest czasami jedynym sposobem na zaistnieje w swoim fachu.

Historia Frances Pinter, londyńskiego wydawcy (strona 20-ta)

Najpowszechniejszą formą twórczość w Internecie jest tekst.
Wydawcy martwią się, że udostępniając zawartość za darmo piłują gałąź, na której siedzą, zmniejszając sprzedaż drukowanych egzemplarzy, wierzymy jednakże, że w przypadku pewnych typów książek, bezpłatna oferta promuje druk.
Thinking in Java, 3rd Edition
http://www.mindview.net/Books/TIJ/
Znam doskonały przykład takiej książki, która jest dostępna za darmo w wersji elektronicznej (wer. ang.) na stronie autora, a mimo to odniosła sukces i kupiło ją wiele osób, w tym ja. Sam autor wspomina o tym w przedmowie, nie stery nie mogę jej zacytować, bo jest to zabronione, ale przełożę to na własne słowa.

Autor pisze, iż dostawał wiele wiadomości typu "Udostępniłeś ją za darmo, dlaczego ktoś miałby ją teraz kupować?". Udostępnił ją bo jak pisze, chciał aby była wyjątkowa i nie miał pojęcia co się stanie. Okazało się jednak że była to "najsprytniejsza" rzecz jaką zrobił. Ludzie zaczęli wysyłać poprawki, które w innym wypadku autor najzwyczajniej by przeoczył. Zebrał wiele sugestii i większość z nich wprowadził do kolejnych wydań. Ludzie okazali się "wspaniali", w ramach samowolnej współpracy poświęcali swój czas, aby ulepszyć książkę. Później padały stwierdzenia, "To miłe, że udostępniasz wersję elektroniczną, ale i tak wolę wersję wydrukowaną i oprawiona". Wydrukowanie całej książki na drukarce laserowej wcale nie jest tanie, a już na pewno nie jest wygodne.
Jako podsumowanie całego eksperymentu jeden z czytelników napisał do autora, iż taka forma powinna się stać standardem w wydawnictwie. Najpierw książki miałyby być udostępniane w sieci, a w przypadku dużego zainteresowania byłyby wydawane w formie papierowej. Książka otrzymała wiele nagród, dobrze się sprzedawała, a nawet swego czasu była bestsellerem, aczkolwiek mi aż tak nie przypadła do gustu.

Bruce Eckel udostępniając swoją książkę w sieci zafundował sobie bezpłatną promocję i pomoc w udoskonalaniu kolejnych wydań. W sieci nadal udostępnia poprzednie wydania, a sprzedaje obecne. Zauważ, że właśnie przeczytałeś promocję. o której byłą mowa wcześnie, a to dlatego, że książka została udostępniona za darmo w sieci. Inaczej nie napisałbym tu o niej.

Historia Khana (strona 30-ta)

To moja ulubiona historia, dlatego przytoczę ja w całości:
Salman Khan zarządzał funduszem hedgingowym w Bostonie, kiedy w 2004 roku zaczął udzielać wirtualnych korepetycji swojej 12-letniej kuzynce w Nowym Orleanie z pomocą serwisu Yahoo! Doodle. Ponieważ lekcje się jej spodobały, zaczął wrzucać je na Youtube, aby inni mogli z nich skorzystać. W ciągu dwóch lat jego filmiki zyskały taką oglądalność, że Khan zarejestrował organizację non-profit, rzucił pracę i postanowił produkować krótkie filmy edukacyjne na pełen etat. 
Khan robi wszystkie filmy sam i publikuje je na licencji Creative Commons BY-NC-SA. Obecnie Akademia Khana ma w swoich zasobach ponad 1600 filmów oświatowych, które uczą ponad milion unikatowych użytkowników miesięcznie wszystkiego, od chemii przez algebrę po przyczyny kryzysu na rynku mieszkaniowym. Khan nie ma wykształcenia pedagogicznego, a mimo tego jego materiały są chętnie wykorzystywane, także poza granicami kraju - 40% jego widzów to cudzoziemcy. Akademia Khana jest organizacją non-profit, finansowaną głównie z dotacji i rozwija się każdego roku zwiększając po trzykroć swoje zasoby. Niedawne wsparcie z Fundacji Gatesa pozwoliło powiększyć liczbę pracowników do sześciu osób, a słowa poparcia ze strony Billa Gatesa znacznie podniosły rangę Akademii. 
Khan nie przestaje dostawać codziennie listów od gimnazjalistów, studentów i dorosłych, którzy opowiadają mu z entuzjazmem o dobrych ocenach i wiedzy zdobytej dzięki Akademii. Filmy są dostępne za darmo, można je remiksować i udostępniać innym, więc ludzie tłumaczą je na inne języki, a część lekcji rozchodzi się po świecie w tempie niemal natychmiastowym. 
„Wszystko wskazuje na to, że te materiały są zdecydowanie lepsze niż to, co wielu uczniów dostaje w szkole” , mówi Khan. „A najwspanialszą rzeczą jest to, że nawet gdybym został jutro potrącony przez autobus, to nadal będę uczyć milion osób rocznie. Trzeba dbać o skalę swoich działań, dziś i w przyszłości, także po śmierci”.
Co sprawiło, że facet z bardzo porządną pensją w funduszu hedgingowym rzucił pracę zarobkową, aby robić filmy na Youtube? „Dostałem kiedyś list od pewnego studenta”, mówi Khan. „Jego rodzina była biedna i nikomu z nich jeszcze się nie udało skończyć studiów, a na dodatek nienawidził matmy. Potem natknął się na filmik Akademii Khana. Oglądał go całe lato przed testami kwalifikacyjnymi i odpowiedział prawidłowo na wszystkie pytania. To się jeszcze nigdy nie zdarzyło się na tym kierunku, a on skończył dzięki temu studia z wyróżnieniem. Z tego właśnie powodu rzuciłem pracę”.
Zostały już przetłumaczone pierwsze materiały edukacyjne Akademii Khana na język polski przez Centrum Fizyki Teoretycznej PAN. Dostępne są na oficjalnym kanale YouTube.

To nie wszystkie historii, zachęcam do przeczytania "The Power of Open".
"Jako pisarza bardziej martwi mnie zapomnienie niż piractwo."
Cory Doctorow
Licencje Creative Commons
"Zamiast opracowywać własny zestaw zezwoleń, uniwersytet zaoszczędził sporo na opłatach za usługi prawne wybierając licencje CC.”
Licencja CC jest wolną licencją, jak z cytatu wynika, normalnie trzeba by było za nią zapłacić! Licencja ta istnieje od 2002 roku i tworzy ją organizacja non-profit Creative Commons. Jej założeniem jest opracowanie licencji na zasadzie "niektóre prawa zastrzeżone" i co najważniejsze, to uzyskanie zgodność z prawem większości państw. Dlatego jest ona przekładana na języki w zgodzie z prawami autorskimi innych krajów. W Polsce jest dostępna od 2005 roku (http://creativecommons.pl).

Creative Commons oferuje kilka stopni zezwoleń, przedstawię je pokrótce:

Attribution (by)

Uznanie autorstwa.
Można prawie wszystko tylko trzeba podać nazwę autora.


Noncommercial (nc)

Użycie niekomercyjne.
Nie wolno używać w zastosowaniach komercyjnych.


No Derivative Works (nd)

Bez utworów zależnych.
Nie wolno przekształcać utworu, musi być zachowana oryginalna postać. Np. nie można tworzyć tłumaczeń!

Share-alike (sa)

Na tych samych warunkach.
Utwory zależne muszą być udostępniane na tych samych warunkach.



Dokładniejsze wyjaśnienia dostępne są na stronie Polskiego oddziału Creative Commons.

Zmiany w prawach autorskich

Po wydarzeniach związanych z ACTA i debacie politycznej Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji (MAC) powołało zespoły eksperckie pracujące nad zmianami w prawie autorskim, które miałby przystosować aktualne przepisy do nowej "kultury Internetowej".

Jednym z najciekawszych postulatów jest "Dozwolony użytek osobisty". Chodzi w nim o to, aby zalegalizować dozwolony użytek treści cyfrowych rozpowszechnianych w Internecie. Padło również stwierdzenie "domniemania legalności utworów udostępnionych w sieci".

Kolejnym postulatem, który zmierza w tym kierunku jest "Pojęcia „kopii” i „egzemplarza” oraz dozwolony użytek publiczny". Chodzi o to, aby słowo kopia przypisać do treści cyfrowych w Internecie i nadać inną postać prawną.

Wszystko to po to, aby przepisy prawa miały odzwierciedlenie w rzeczywistości. Nie trudno również dostrzec, że proponowane zmiany mają nadać odpowiedni kształt prawny dla nowo tworzonej kultury cyfrowej, której pierwsze ramy określiła licencje Creative Commons.

Oczywiście opisane postulaty sieją wiele kontrowersji i nie wszystkim się podobają. Więcej informacji można znaleźć na stronie MAC.

No comments:

Post a Comment